Tym razem chemicy zastąpili organiczne polimery, które zapewniają mechaniczną stabilność układu, materiałami nieorganicznymi - żelem krzemionkowym i tlenkiem glinu (są to materiały bardziej odporne na temperaturę i nie przewodzą prądu elektronowego). Jak mówi prof. Jerzy Langer: - Są to materiały odporne termicznie i stabilne w warunkach generowania światła o dużej intensywności. Te cechy wykluczają możliwość pojawiania się przewodnictwa elektronowego i świecenia produktów degradacji i rozpadu, jaka potencjalnie istnieje przy zastosowaniu polimerów (jak w pierwotnej protonowej diodzie LED) oraz innych związków organicznych – dodaje.
Prof. Langer przyznaje, że podczas nowych eksperymentów z protonową diodą LED, zastosowanie nowych komponentów nieorganicznych, doprowadziło do zaobserwowania efektów optycznych, które nie pojawiały się w poprzedniej wersji wynalazku. Użyte w tej wersji materiały są bardzo łatwo dostępne i tanie (tlenki glinu i żel krzemionkowy), a wytworzenie urządzenia w wersji laboratoryjnej nie wymaga procesów chemicznych.
– Badania mają charakter podstawowy, trudno więc mówić o praktycznym zastosowaniu odkrycia grupy prof. Langera w obecnej formie. Po modyfikacji układu i zoptymalizowaniu działania urządzenie mogłoby być wykorzystane jako (nieznane wcześniej) źródło światła. Co ciekawe, protonowa dioda LED sama z siebie emituje białe światło o słonecznym odcieniu, w przeciwieństwie do diod tradycyjnych, gdzie taki efekt uzyskuje się zwykle dzięki złożeniom barw: zielonej, czerwonej i niebieskiej, pochodzących np. z emisji trzech diod LED lub trzech luminoforów pobudzonych jedną LED – czytamy w Życiu Uniwersyteckim. |
Źródło: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
Treści powiązane: